Za wilczym śladem podążę w zamieć – studium Wiedźmina 3

Za wilczym śladem podążę w zamieć – studium Wiedźmina 3.

Czuję pustkę. Po ponad stu dwudziestu godzinach spędzonych Królestwach Północy w towarzystwie Geralta z Rivii to jest najlepsze podsumowanie. Wiedźmin 3 Dziki Gon, to jedna z najlepszych przygód jakie dane mi było przeżyć poprzez grę komputerową (palmę pierwszeństwa dzielnie dzierży The Last of Us). I dzisiaj chciałem opowiedzieć, już na chłodno co w tej produkcji tak naprawdę mnie ujęło.

Świat pełen odcieni szarości

Nie, nie chodzi mi tutaj o oprawę, bo ta jest wspaniała (i będę pisać o niej trochę dalej). Chodzi mi tutaj o kreację świata przedstawionego i wybory stawiane przed graczem. Pamiętacie takie produkcje jak Mass Effect albo Neverwinter Nights? Tam każdy czyn miał jasne konsekwencje, postacie niezależne też łatwo było zidentyfikować. Ten jest zły, ten dobry, a tamten po prostu ma wszystko w poważaniu. Scenarzyści i osoby odpowiedzialne za dialogi perfekcyjnie przełożyły prozę Sapkowskiego. Czuć brud tego świata, ludzkie dramaty, a sama historia nie jest na siłę okraszana „epickością z Holywood”, jak to w innych produkcjach bywa. Nawet zawiązanie fabuły nie jest jakieś szczególnie efektowne, mamy odnaleźć na polecenie cesarza Emhyra jego córkę – Ciri. A to okazuje się nie być takie proste, bo na drodze stanie nam wiele wyzwań.

Sam protagonista, czyli Geralt to osoba, która popełniła w życiu trochę błędów. Nawet jeśli postępował według swojego sumienia, to trudno nazwać go dobrą osobą. Lojalną wobec przyjaciół owszem. Czasem pomógł komuś bez zapłaty, ale nie ma co ukrywać, wiedźmini najczęściej pracowali za konkretny trzos orenów. Gra nas wrzuca do tego świata pełnego znoju, gnoju i innych przypisanych wiekom średnim upierdliwych rzeczy. Naszym zadaniem jest już pokierowanie Białym Wilkiem w sposób, który będzie zgodny z naszym stylem gry.

Podczas wcielania się w tak zwanego Rzeźnika z Blaviken starałem się pomagać prostaczkom, swoim przyjaciołom i ludziom, którzy byli w jakiś sposób uciemiężeni. Za zapłatę rzecz jasna, nic charytatywnie. A gdy ktoś mnie oszukał lub zwyczajnie postąpił jak świnia… Nie wahałem się wyjąć stalowego miecza z pochwy. Granie w Wiedźmina 3 to o tyle ciekawa rzecz, że mam wrażenie iż przy innych wyborach miałbym jak najbardziej rzeczywistego kaca moralnego.

Tak na przykład miałem z Krwawym Baronem. Bez zbędnych spoilerów, mąż i ojciec roku to to nie jest. Jako Geralt podszedłem do niego cynicznie. Bo wszak pomocą służyłem mu jedynie za informacje, potem jednak poczułem, że chcę jakoś naprostować życie tego zmęczonego i styranego człowieka. I takich postaci oraz wątków jest więcej, gdzie dowiadujemy się o błędach naszego rozmówcy, ale też chęci naprawy tych uczynków. Jak to bywa w życiu, czasami to się kończy lepiej lub gorzej. Nasz wiedźmin może do tego przyłożyć rękę, ale też może większość sytuacji zostawić na „neutralnym gruncie”.

Wspomniałem o brudzie, który jest też w warstwie dialogowej. Zarówno Geralt, jak i jego przeciwnicy nie przebierają w słowach. Bluzgi wylewają się ze słuchawek podczas walki, ale są też dobrze wplatane w dialogi. Często postacie, które nie mają za dużo IQ nie mogą wyrazić tego co chcą powiedzieć inaczej. Z kolei takie persony jak Djikstra (kiedyś szef wywiadu) wplatają „kurwy” i inne mocne słowa w taki sposób, żeby podkreślać swoje wypowiedzi. Jak w życiu i w najlepszych scenach z Psów lub Kilera. Poza tym dialogi są pełne nawiązań właśnie do polskiego kina, skeczy, a nawet wierszy (na jednej z tablic ogłoszeniowych można znaleźć przeróbkę sławnego wiersza Tuwima „Całujcie mnie wszyscy w dupę”).

Zachody słońca, burze i potwory

Pewnie jeszcze długo nie będę się tak zachwycać żadnym tytułem jeśli chodzi o warstwę wizualną. Modele postaci, budynków i tak dalej to rzeczy zrobione na światowym poziomie. Za to te pejzaże! Mamy pola i lasy z jeziorami wyjęte niczym z polskich Mazur. Małe wsie i zagajniki. A potem wybieramy się w podróż na wyspy Skellige, a te to niby taka wariacja na temat Skyrim. Wiecie, fiordy, śnieg i wzgórza. Wszędzie jacyś wojownicy z brodami. Mimo tych podobieństw to moja ulubiona lokacja.

 

Zwłaszcza wyspa Undvik, którą mamy uwolnić spod panowania lodowego giganta. Nie jest to jakiś spoiler szczególny, więc się nie bójcie. Dość powiedzieć, że tylko na tej wyspie jest specyficzny motyw muzyczny (którego możecie posłuchać trochę niżej w części wpisu dotyczącej soundtracu), który cały czas potęguje klimat zagrożenia. W oddali słyszymy nieoficjalnego władcę wyspy, jakieś krzyki i ryk wiatru pomiędzy skałami. A to wszystko w otoczeniu ośnieżonych szczytów, dolin i iglastego zalesienia.

Właśnie, lasy! To jedna z najlepszych rzezy w Wiedźminie, bo gdy do nich wchodzimy to od razu czuć taki klimat w stylu – „Nie jesteś tu mile widziany wiedźminie”. Słychać wilki, jakieś szmery, a jeśli wpadniemy na leszego, to już w ogóle powinniśmy wymienić pampersa. Potwory stanowią w tej grze integralną część świata i podczas wędrówek pewnie nie raz i nie dwa wejdziecie w ich legowiska. I mam wrażenie, że każda walka z czymś wykraczającym poza ghoula to przygoda. Bo słyszymy te stwory z jakiejś odległości albo spodziewamy się je spotkać. Przygotowujemy eliksiry i odwary, a potem ze srebrem w dłoni wkraczamy do leśnych gęstwin przy akompaniamencie…

Najlepszego soundtracku roku

Nie boję się tego pisać, bo jest to najlepsze połączenie słowiańskiego folkloru muzycznego z symfonicznymi brzmieniami jakie słyszałem. Zwłaszcza, że muzyka w grze jest dynamiczna i podczas walki z ludźmi mamy zawsze inny utwór (Steel for humans) niż podczas walki z potworami (Silver for monsters). Z kolei w karczmach mamy całkiem sympatyczne granie z użycie mandoliny i jakimiś podśpiewami. Buduje to klimat fantastycznie i sprawia, że wejście w świat jest jeszcze prostsze. Czasami wręcz na siłę szukałem jakiejś walki, żeby móc posłuchać tych fantastycznych motywów.

Za muzykę odpowiadali Michał Przybyłowicz, Mikołaj Stroiński i zespół Percival Schuttenbach (możecie ich kojarzyć ze wspólnej płyty z Donatanem „Równonoc”). I za swoją pracę powinni dostać koniecznie jakąś nagrodę. Bo ścieżka muzyczna jest naprawdę mocno zróżnicowana, od spokojnych brzmień podczas przemierzania krain, bo budującą napięcie lub dopasowaną do lokalizacji, aż po te rytmy, które mają sprawić, że walka będzie jeszcze bardziej zażarta.

Przygoda, która jeszcze długo będzie w mojej głowie

Mógłbym pisać jeszcze o rozwoju postaci, ale to jest naprawdę sprawa drugorzędna. Tak samo jak minusy tej produkcji, bo graficznych czy fizycznych trochę zdarza ze względu na wielkość otwartego świata. Być może próg wejścia dla niektórych graczy też jest zbyt duży, bo tutoriale nie są najlepiej wdrożone. Mimo tego, historia która zamyka trylogię Geralta w świecie gier komputerowych to gra wspaniała. Wielka, barwna i trudna do opisania jeśli chodzi o swą złożoność.

Dlatego jeśli jeszcze nie graliście w Wiedźmina 3, to czym prędzej musicie to nadrobić. Nawet jeśli nie znacie poprzednich dwóch części. Przeczytajcie streszczenie fabuły na Wikipedii czy coś. Ten świat trzeba koniecznie zobaczyć, tak samo jak scenę gdy Geralt odnajduje Ciri. Ten pokazuje jak grom jest już blisko do filmów jeśli chodzi o ładunek emocjonalny. Piękna, acz brutalna gra, nad którą cały czas unoszą się słowa Białego Wilka z jednego trailera – „Zło jest złem, większe czy mniejsze nie ma różnicy. Jak to ocenić, czy to jest w ogóle możliwe? Jeśli mam wybierać pomiędzy złem, a złem wolę nie wybierać wcale.”

PS. Screeny pochodzą z oficjalnego fanpage’a gry.